Kamila Bujalska: Marzę, żeby „wejść" w buty wojowniczki
Kamila Bujalska – aktorka młodego pokolenia, która ma za sobą role serialowe, ale też występowała w słynnym Teatrze Studio Buffo. Uczęszczała na zajęcia do nowojorskiej szkoły The Lee Strasberg Theatre&Film Institute, dołączając tym samym do innych słynnych polskich absolwentów tej uczelni. Rozmawiamy o jej przygodzie z aktorstwem w Stanach, ale też rolach, podróżach i inspiracjach. Zapraszam.
Sylwia Cegieła: Zadebiutowałaś w 2014 roku małymi rolami w popularnych serialach telewizyjnych. Jak zaczęła się twoja przygoda z aktorstwem?
Kamila Bujalska: Pierwsze kroki na planie stawiałam podczas realizacji filmu „Klub Włóczykijów” w reżyserii Tomasza Szafrańskiego zaraz po ukończeniu szkoły teatralnej. To dopiero była przygoda! Zaraz po ukończeniu zdjęć rzeczywiście zadebiutowałam na srebrnym ekranie w serialu „Na dobre i na złe”, „O mnie się nie martw”, a teraz można było zobaczyć Kamilę Bujalską w serialu „Druga szansa”.
S.C.: Kim jest Kamila Bujalska? Jakbyś siebie opisała w dwóch zdaniach?
K.M.: Kopią Anny Bujalskiej – mojej mamy i bohaterki. Jeszcze trochę nieudolna, ale szybko się uczę! Jestem córką, przyjaciółką, siostrą. Zdąża się, że również gapą, ale też podróżniczką kochająca leżakowanie oraz zmęczenie po wędrówkach po górskich szlakach. Czasem jestem dziwna, a za chwilę czasem całkiem normalna!
S.C.: Co cię fascynuje w aktorstwie?
K.M.: Odkrywanie! Nie tylko tego, czego możemy się nauczyć, przygotowując się do kolejnych wyzwań, ale także tego, co drzemie w nas samych. Pytałaś, kim jest Kamila Bujalska. Wciąż to odkrywam!
Fascynujące są również spotkania. Uwielbiam spotkania w tej pracy. Szybko zajmuje pozycję ucznia, by móc czerpać jak najwięcej i wciąż się uczyć od kolegów i równocześnie idoli.
S.C.: Dlaczego wybrałaś akurat aktorstwo?
K.M.: Sama wiele razy się nad tym zastanawiałam. Ten zawód nie należy do najłatwiejszych. Widzowie obserwują jedynie efekty powodzenia aktora, a za kulisami często są liczne odrzucenia. Casting za castingiem, a zdarza się że telefon milczy. Ale kocham to. Szczerze. Nie poddam się. Nie mogłabym robić niczego innego.
S.C.: Co, oprócz grania, cię pasjonuje? Czym zajmujesz się w wolnym czasie?
K.M.: Kocham podróże, najlepiej spontaniczne ucieczki. Od lat praktykuje wyjazdy niezorganizowane. Decyzja zapada na 24 godziny przed wylotem. Taka wycieczka nie może się nie udać!
S.C.: Co wtedy robisz na takich spontanicznych wycieczkach? Jakie miejsca cię fascynują?
K.M.: Szukam innej perspektywy. Cieszę się, że mogę się wyrwać z tu i teraz i cieszysz się tym gdzie indziej. Czuję wtedy spokój od codzienności. Uwielbiam to! To trochę jak z planem filmowym. Nagle jesteś w innej rzeczywistości i inne zadania są przed tobą. Bardzo miło wspominam wypad z przyjaciółmi do Norwegii, gdzie spaliśmy pod namiotami i musieliśmy przetrwać burzę z ogromną wichurą i deszczem w ciągu dnia. Byliśmy cali mokrzy, zmęczeni, ale uśmiechnięci! Podróże wywołują z pewnością uśmiech. I oczywiście mnóstwo śmiechu!
S.C.: Przygotowywałaś się do zawodu również w Nowym Jorku w The Lee Strasberg Theatre&Film Institute. Czego się tam nauczyłaś?
K.M.: O! To moja ulubiona historia! Pojechałam do Stanów Zjednoczonych na Festiwal Filmowy w Rhode Island, gdzie w konkursie brał udział film, w którym zagrałam. To był fascynujący czas, cudowne spotkania z marzycielami i pasjonatami z całego świata! I ja zamarzyłam o samotnej podróży. Pojechałam do Nowego Jorku, w którym absolutnie się zakochałam. Spotkałam mojego serdecznego kolegę (pozdrawiam), który był ówczesnym studentem The Lee Strasberg Theatre & Film Institute i, po rozmowie z dyrektorką szkoły, dostałam wejściówkę na zajęcia. Czułam się, jakbym wygrała los na loterii! Bo tak było! W szkole spędziłam tydzień. Brałam udział w zajęciach. Udało mi się wejść na spektakl studentów. Wyciskałam z każdej minuty, którą tam spędziłam, ile się dało! Po dwóch tygodniach wyjechałam do Toronto w Kanadzie, gdzie zatrzymałam się u „znajomych znajomego” – Chrisa Owensa i jego żony – Tary. Okazało się, że Chris jest aktorem. Możemy zobaczyć go w wielu amerykańskich produkcjach. Ta podróż była dla mnie niezwykłą lekcją aktorstwa, ale nie tylko.
S.C.: Twoja wymarzona rola to?
K.M.: Moje marzenie może się wydawać dla wielu błahe, nieambitne, ale dzisiaj marzę, żeby „wejść w buty” wojowniczki. Marze o kaskaderskich wyzwaniach. O silnej bohaterce. O chłopczycy. A jutro? Jestem kobietą może więc zamarzę o szekspirowskiej Julii albo o Aileen Wuornos z filmu "Monster"?
S.C.: Grałaś również w musicalach słynnego Teatru Studio Buffo. Co lubisz bardziej śpiewać czy grać a może taniec?
K.M.: Można powiedzieć, że w Teatrze Buffo zaczęłam karierę. Tam raczkowałam. W wieku 15 lat dostałam się do spektaklu „Romeo i Julia”. Występowałam w roli Rozaliny, dublując Natasze Urbańską. Niedługo potem weszłam do obsady „Metra”, „Panny Tutli Putli”, „Hity Buffo” itd. To były bardzo cenne lata. Dla mnie jednak wybór jest prosty. Grać. W tym zawodzie, na szczęście, jedno nie wyklucza drugiego.
S.C.: Jak przygotowujesz się do roli? Masz jakiś rytuał?
K.M.: Lubię doszukiwać się cech charakterystycznych w danej postaci. Wszyscy je mamy. To mi bardzo pomaga w kreowaniu postaci. Małe detale, które stworzą obraz całości. Nie mogę, oczywiście, mówić o ideale, ponieważ ciągle do niego dążę. Wciąż się uczę i mam nadzieję, że nie osiągnę nigdy satysfakcjonującego mnie efektu. To by dla mnie znaczyło, że przestanę się rozwijać.
S.C.: Co cię inspiruje?
K.M.: Na ludziach, na sytuacjach. Obserwuję. Nie mam wzoru, ani ulubionego aktora. Mam za to ulubione sceny, momenty, które mnie zachwycają. Spojrzenia i gesty, które wzruszają.
S.C.: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę wielu wspaniałych ról.
Rozmawiała: Sylwia Cegieła
Sylwia Cegieła: Zadebiutowałaś w 2014 roku małymi rolami w popularnych serialach telewizyjnych. Jak zaczęła się twoja przygoda z aktorstwem?
Kamila Bujalska: Pierwsze kroki na planie stawiałam podczas realizacji filmu „Klub Włóczykijów” w reżyserii Tomasza Szafrańskiego zaraz po ukończeniu szkoły teatralnej. To dopiero była przygoda! Zaraz po ukończeniu zdjęć rzeczywiście zadebiutowałam na srebrnym ekranie w serialu „Na dobre i na złe”, „O mnie się nie martw”, a teraz można było zobaczyć Kamilę Bujalską w serialu „Druga szansa”.
S.C.: Kim jest Kamila Bujalska? Jakbyś siebie opisała w dwóch zdaniach?
K.M.: Kopią Anny Bujalskiej – mojej mamy i bohaterki. Jeszcze trochę nieudolna, ale szybko się uczę! Jestem córką, przyjaciółką, siostrą. Zdąża się, że również gapą, ale też podróżniczką kochająca leżakowanie oraz zmęczenie po wędrówkach po górskich szlakach. Czasem jestem dziwna, a za chwilę czasem całkiem normalna!
S.C.: Co cię fascynuje w aktorstwie?
K.M.: Odkrywanie! Nie tylko tego, czego możemy się nauczyć, przygotowując się do kolejnych wyzwań, ale także tego, co drzemie w nas samych. Pytałaś, kim jest Kamila Bujalska. Wciąż to odkrywam!
Fascynujące są również spotkania. Uwielbiam spotkania w tej pracy. Szybko zajmuje pozycję ucznia, by móc czerpać jak najwięcej i wciąż się uczyć od kolegów i równocześnie idoli.
S.C.: Dlaczego wybrałaś akurat aktorstwo?
K.M.: Sama wiele razy się nad tym zastanawiałam. Ten zawód nie należy do najłatwiejszych. Widzowie obserwują jedynie efekty powodzenia aktora, a za kulisami często są liczne odrzucenia. Casting za castingiem, a zdarza się że telefon milczy. Ale kocham to. Szczerze. Nie poddam się. Nie mogłabym robić niczego innego.
S.C.: Co, oprócz grania, cię pasjonuje? Czym zajmujesz się w wolnym czasie?
K.M.: Kocham podróże, najlepiej spontaniczne ucieczki. Od lat praktykuje wyjazdy niezorganizowane. Decyzja zapada na 24 godziny przed wylotem. Taka wycieczka nie może się nie udać!
S.C.: Co wtedy robisz na takich spontanicznych wycieczkach? Jakie miejsca cię fascynują?
K.M.: Szukam innej perspektywy. Cieszę się, że mogę się wyrwać z tu i teraz i cieszysz się tym gdzie indziej. Czuję wtedy spokój od codzienności. Uwielbiam to! To trochę jak z planem filmowym. Nagle jesteś w innej rzeczywistości i inne zadania są przed tobą. Bardzo miło wspominam wypad z przyjaciółmi do Norwegii, gdzie spaliśmy pod namiotami i musieliśmy przetrwać burzę z ogromną wichurą i deszczem w ciągu dnia. Byliśmy cali mokrzy, zmęczeni, ale uśmiechnięci! Podróże wywołują z pewnością uśmiech. I oczywiście mnóstwo śmiechu!
S.C.: Przygotowywałaś się do zawodu również w Nowym Jorku w The Lee Strasberg Theatre&Film Institute. Czego się tam nauczyłaś?
K.M.: O! To moja ulubiona historia! Pojechałam do Stanów Zjednoczonych na Festiwal Filmowy w Rhode Island, gdzie w konkursie brał udział film, w którym zagrałam. To był fascynujący czas, cudowne spotkania z marzycielami i pasjonatami z całego świata! I ja zamarzyłam o samotnej podróży. Pojechałam do Nowego Jorku, w którym absolutnie się zakochałam. Spotkałam mojego serdecznego kolegę (pozdrawiam), który był ówczesnym studentem The Lee Strasberg Theatre & Film Institute i, po rozmowie z dyrektorką szkoły, dostałam wejściówkę na zajęcia. Czułam się, jakbym wygrała los na loterii! Bo tak było! W szkole spędziłam tydzień. Brałam udział w zajęciach. Udało mi się wejść na spektakl studentów. Wyciskałam z każdej minuty, którą tam spędziłam, ile się dało! Po dwóch tygodniach wyjechałam do Toronto w Kanadzie, gdzie zatrzymałam się u „znajomych znajomego” – Chrisa Owensa i jego żony – Tary. Okazało się, że Chris jest aktorem. Możemy zobaczyć go w wielu amerykańskich produkcjach. Ta podróż była dla mnie niezwykłą lekcją aktorstwa, ale nie tylko.
S.C.: Twoja wymarzona rola to?
K.M.: Moje marzenie może się wydawać dla wielu błahe, nieambitne, ale dzisiaj marzę, żeby „wejść w buty” wojowniczki. Marze o kaskaderskich wyzwaniach. O silnej bohaterce. O chłopczycy. A jutro? Jestem kobietą może więc zamarzę o szekspirowskiej Julii albo o Aileen Wuornos z filmu "Monster"?
S.C.: Grałaś również w musicalach słynnego Teatru Studio Buffo. Co lubisz bardziej śpiewać czy grać a może taniec?
K.M.: Można powiedzieć, że w Teatrze Buffo zaczęłam karierę. Tam raczkowałam. W wieku 15 lat dostałam się do spektaklu „Romeo i Julia”. Występowałam w roli Rozaliny, dublując Natasze Urbańską. Niedługo potem weszłam do obsady „Metra”, „Panny Tutli Putli”, „Hity Buffo” itd. To były bardzo cenne lata. Dla mnie jednak wybór jest prosty. Grać. W tym zawodzie, na szczęście, jedno nie wyklucza drugiego.
S.C.: Jak przygotowujesz się do roli? Masz jakiś rytuał?
K.M.: Lubię doszukiwać się cech charakterystycznych w danej postaci. Wszyscy je mamy. To mi bardzo pomaga w kreowaniu postaci. Małe detale, które stworzą obraz całości. Nie mogę, oczywiście, mówić o ideale, ponieważ ciągle do niego dążę. Wciąż się uczę i mam nadzieję, że nie osiągnę nigdy satysfakcjonującego mnie efektu. To by dla mnie znaczyło, że przestanę się rozwijać.
S.C.: Co cię inspiruje?
K.M.: Na ludziach, na sytuacjach. Obserwuję. Nie mam wzoru, ani ulubionego aktora. Mam za to ulubione sceny, momenty, które mnie zachwycają. Spojrzenia i gesty, które wzruszają.
S.C.: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę wielu wspaniałych ról.
Rozmawiała: Sylwia Cegieła
Ależ inspirująco :)
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad! Pięknie pokazana jest sylwetka aktorki!Brawa dla autorki tekstu!
OdpowiedzUsuń