Warto walczyć o marzenia – rozmowa z Pawłem Majerczykiem
Paweł Majerczyk – twórca marki Charlie’s Atelier. Osoba niezwykle wrażliwa. Mimo, że rozmawialiśmy już wcześniej (wywiad znajdziecie tutaj), nie zdradził wszystkich swoich sekretów. Ostatnio wraz z młodą projektantką – Alexandrą Długołęcką (wywiad z Olą możecie przeczytać tutaj) wziął udział w telewizyjnym reality-show pt. „Przyjaciel do zadań specjalnych”. Tylko mnie zdradza, co sądzi o tego typu programach. Opowiada o spotkaniu z Evą Minge oraz o swojej autorskiej kolekcji, która, mam nadzieję, już niebawem ujrzy światło dzienne.
Sylwia Cegieła: Ostatnio mieliśmy okazje zobaczyć cię w programie TVP, w którym brałeś udział wraz z Alexandrą Dlugołecką – młodą projektantką mody. Jak do tego doszło? Skąd pomysł na udział w tego rodzaju produkcji?
Paweł Majerczyk: To było spontaniczne! (śmiech) – dostałem wiadomość od produkcji programu, czy byłbym zainteresowany udziałem w ich nowym reality-show. Sam format programu mi się bardzo spodobał, więc pomyślałem – dlaczego nie?
S.C.: Co skłoniło cię do udziału w tym reality-show?
P.M.: Chęć przeżycia przygody. Chciałem przypomnieć sobie, jak to jest pracować przy kamerach. Od zawsze intrygowało mnie powstawanie programów od kuchni. Chciałem też poznać wyjątkowych ludzi. Wiedziałem, że nic na tym nie stracę, a mogę tylko wyjść bogatszy w doświadczenia.
S.C.: Czy miałeś jakieś oczekiwania w związku z udziałem w programie?
P.M.: Tak. Oczekiwałem, że poznam prawdziwego przyjaciela. Kogoś, kto nie zagra tylko pod „publiczkę”, ale naprawdę będzie chciał nawiązać kontakt. Chciałem też, aby pokazano autentycznego mnie – takiego, jakim jestem każdego dnia. Wystrzegałem się wszelakich dramatów, ckliwych opowieści. Od początku obrałem sobie cel, aby natchnąć ten odcinek optymizmem. Na szczęście, produkcja wybrała jako mojego przyjaciela Aleksandrę. Lawina śmiechu ruszyła już w pierwszych chwilach naszego poznania (śmiech).
S.C.: Opisz, proszę, wasze pierwsze spotkanie. Ci, którzy oglądali, znają jedynie przekaz telewizyjny. Zdradź przynajmniej odrobinę więcej. Co czuliście oboje? Czy była chwila na rozmowę „bez kamer”?
P.M.: To były prawdziwe nerwy. Nic nie było ustawione. Serce biło mi jak szalone, a w głowie setki myśli. Nagle padł na planie „klaps” – wystartowaliśmy. Oboje, nie wiedząc, kogo spotkamy, staliśmy po dwóch stronach mojego domu. Wtem wyjawiła się Ola – uśmiechnięta, podała drżącą dłoń. Nasza rozmowa była standardowa, jak zostało to pokazane w telewizji. Następnie zaprosiłem Olę do swojego domu. Oczywiście, mieliśmy chwilę dla siebie bez kamer (śmiech) – wtedy uciekaliśmy do drugiego pokoju albo na parking odpięci od sprzętu dźwiękowego. Czuliśmy się razem swobodnie, przeglądaliśmy ubrania w mojej garderobie, kombinując, jak tu się ubrać na kolejne dni.
S.C.: Czym jest dla ciebie przyjaźń. Jaki powinien być przyjaciel?
P.M.: Odpowiem zupełnie szczerze: widzowie zobaczyli to na ekranie. Przyjaciel jest na dobre i na złe. Tylko ten mechanizm musi funkcjonować w dwie strony. Przyjaźń dla mnie jest czymś wyjątkowym, przyjaciel to nieformalny członek rodziny. Ola już wie, że u mnie zawsze znajdzie miejsce dla siebie. Przyjaciel to ktoś, kto ma też odwagę wytknąć Ci błędy, ale później pomoże Ci je naprawić.
S.C.: Jak teraz wygląda twoje życie na krótko po emisji programu?
P.M.: Moje życie po emisji to prawdziwe szaleństwo! (śmiech). Już po skończonym odcinku w telewizji, nasze telefony się rozdzwoniły, a wiadomości zaczęły spływać chyba z każdej części świata (śmiech). Jesteśmy z Olą świeżo po premierze, a więc jeszcze oszołomieni tym wszystkim, co nas spotkało. Postanowiliśmy iść cały czas do przodu, stąd pomysł na wspólny pokaz mody w Warszawie. Przedstawimy dwie, zupełnie nowe kolekcje – klimat wydarzenia porwie niejedno serce. Jesteśmy przekonani, że warto marzyć, warto walczyć o te marzenia. Zatem walczymy! (śmiech).
S.C.: Właśnie – pokaz. Jakie ubrania chciałbyś na nim zaprezentować? W co ubrałbyś kobietę i czy faktycznie będą to tylko stroje kobiece?
P.M.: Moja kolekcja jest bardzo kobieca, eteryczna. Postarałem się odkopać to, co już kiedyś przepadło wyparte przez wulgarność w ubiorze. Zaprezentuję tam kawałek swojej duszy, która niewątpliwie jest już stara.
S.C.: Czym jest dla ciebie projektowanie? To z nim wiążesz swoją przyszłość? Nie masz alternatywy?
P.M.: Projektowanie jest wszystkim. Jest kreowaniem nowej rzeczywistości. Teraz wiem, że to moja droga – już bez alternatywnych wyjść. Skupiam się już tylko na projektowaniu i oddaję temu w całości. Oczywiście, mam jeszcze kilka rzeczy „ukrytych w rękawie”, ale – póki co – nikomu nie zdradzę (śmiech).
S.C.: Co dał ci udział w programie?
P.M.: Program dał mi ludzi. Dał mi Olę, Evę Minge – ale też nawiązałem już po programie wiele fascynujących znajomości. Nabrałem też jeszcze większej pewności siebie, ale też pokory. Nauczyłem się głośno mówić o sobie, ciężej pracować. Teraz to dopiero zacznie się u mnie życie na walizkach, bowiem plany wyjazdowe, że tak powiem: są mocne! (śmiech).
S.C.: To znaczy? Gdzie zamierzasz wyjeżdżać? Czy tylko do Warszawy? Czy też planujesz jeszcze coś innego?
P.M.: Warszawa i Zielona Góra – to są obecnie moje stałe punkty na mapie. Oczywiście, planuję też zobaczyć Paryż oraz Mediolan, czyli stolicę mody. Chciałbym wyjść z moją kolekcją do świata i powiedzieć: „Hej! - jestem chłopakiem z polskiej wsi, ale robię to, co kocham – Ty też możesz. Świat jest w twoich rękach. Tylko konsekwentnie wybierz drogę i nią idź!”.
S.C.: Mam nadzieję, że uda ci się osiągnąć ten sukces i udowodnić, że w modzie również nie ma barier. Powiedz, proszę, co sadzisz o tego rodzaju programach?
P.M.: Programy tego typu są niezwykle potrzebne. Pomagają uświadamiać społeczeństwo, że osoby niepełnosprawne też istnieją. Mogą imprezować, robić kariery, zakładać rodziny. Niepełnosprawność nie istnieje, nie powinno być podziału na sprawnych i niepełnosprawnych. Każdy jest PEŁNOSPRAWNY, niektórzy tylko mają jakieś dysfunkcję, ale łatwo je przeskoczyć z pomocą innych.
S.C.: Czego nauczyłeś się od Oli?
P.M.: Ola to mnie inspiruje każdego dnia! (śmiech). Ja to mam raczej zawsze słomiany zapał. Coś zaczynam – później się poddaję. Natomiast Ola, to „pach, pach” – dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Jest przeszkoda? – to Ola się pod nią przekopie, a i tak przejdzie na drugą stronę. Jest mózgiem naszego wspólnego projektu, jakim jest pokaz. Powiem Ci, że uzupełniamy się. Jej optymizm każdego dnia wzbudza we mnie uśmiech. To jest niesamowicie empatyczna osoba. Jak sama już zauważyłaś, jest także bardzo zdolna! – jeszcze rok i usłyszymy o niej wieści z najwyższej modowej półki.
S.C.: To prawda – projektuje piękne ubrania. Wcześniej wspomniałeś o Evie Minge. Jak zareagowałeś na wieść o spotkaniu z projektantką? Jakich wskazówek ci udzieliła?
P.M.: Tutaj Ola „wzięła mnie” podstępem (śmiech) – tłumaczyła mi, że musi wnieść duże pudełko. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to maszyna do szycia (śmiech). Byliśmy umówieni, że mnie zawoła – ja wtedy miałem się odwrócić – nagle słyszę, „Charlie, Charlie…” - odwracam się i klasyczny opad szczęki (śmiech). W moich drzwiach stała sama Eva Minge! – pomyślałem, że śnię – czekałem tylko na moment wybudzenia. Aczkolwiek to nie był sen. Szybko wtuliłem się w Evę. Nasza rozmowa trwała długo. Eva zaszczepiła we mnie jeszcze większą chęć do walki. Fachowo oceniła moje projekty, pokazując mocne strony. Dała mi też sekretne wskazówki, jak odkryć swój własny kod DNA w modzie, aby być sobą, a nie czyjąś repliką. Chanel, Dior, YSL – już są. Teraz potrzeba tam Charlie’s Atelier - unikalnego, jedynego w swoim rodzaju. Eva jest moją dobrą wróżką, zatem, idąc za jej radami, zrobiłem to! – marka powstała, a teraz tworzy się moja pierwsza autorska kolekcja.
S.C.: W trakcie programu projektantka wspomniała o wspólnym pokazie. Czy będzie szansa na realizację wydarzenia?
P.M.: Pracujemy nad tym ciężko. Jesteśmy w stałym kontakcie. Niedługo coś się może zadziać, ale to już nasza słodka tajemnica (śmiech).
S.C.: Jaka jest Eva Minge? Jak ją odbierasz?
P.M.: Eva Minge? – ciepła, kochana – typ dobrej mamy. Przytuli, wytłumaczy i pogrozi paluszkiem, gdy się zbroi (śmiech). Jest naturalna, pozbawiona jakiegokolwiek „celebrytyzmu”. To kobieta niezwykle inteligentna, nieraz dotknięta przez życie. Boli mnie, gdy czytam, jak ktoś ją hejtuje. Odnosi międzynarodowe sukcesy, jest ponadludzka – być może właśnie zbyt normalna. Dlatego portale snują na jej temat wszelakie historie.
Eva Minge, to nie jest typ skandalistki. To kobieta, której nic z nieba nie spadło. Swoją pozycję zdobyła ciężką pracą. Wie ,czym jest ból. Wie, czym są przepracowane dłonie. Kocha ludzi. Każdego przytuli do serca. Takich ludzi właśnie w tym kraju potrzebujemy! Gdyby każdy był jak Eva Minge, to świat byłby rajem! Jeszcze ci nie wspominałem, ale każdy ma swojego anioła, tylko o nim nie wie. Mój anioł mi się ukazał! (śmiech).
S.C.: Które z jej projektów lubisz najbardziej? Co uważasz o jej ubraniach?
P.M.: Wszystkie, absolutnie wszystkie! (śmiech). Tutaj apeluję do Evy, aby wypuściła też coś dla panów! Nosić ubrania Minge, to jak ubierać się w obłoki chmur. Co sądzę o jej twórczości? Eva myśli PONAD.
Eva jest kreatorem – już dawno temu we Włoszech jako pierwsza pokazała transparentną odzież. Wtedy Polska się śmiała, a teraz? – co druga gwiazda takie nosi. Światowe domy mody bazują obecnie na tym, co Eva wprowadziła już dawno. Moim zdaniem, nas już dawno nie będzie, a marka MINGE pozostanie na wieki. Jestem dumny, że Eva jest Polką. Jestem dumny, że ją poznałem. To mój autorytet, inspiruje mnie. Chciałbym, kiedyś być chociaż w 5% tak dobry jak Eva. Mam nadzieję, że – jako uczeń – nie zawiodę swojego mistrza! (śmiech)
S.C.: Szczerze ci tego życzę. Tak na zakończenie, powiedz mi, co sądzisz o Oli jako dziewczynie?
P.M.: Jako dziewczynie? – zabiłaś mnie tym pytaniem! (śmiech). Ola jest bardzo atrakcyjna, inteligentna i eteryczna. Powiem ci w sekrecie, że taki mój idealny typ kobiety (śmiech).
S.C.: Bardzo dziękuję za szczerą rozmowę. Życzę spełnienia wszystkich marzeń i udanej kolekcji.
Rozmawiała: Sylwia Cegieła
Sylwia Cegieła: Ostatnio mieliśmy okazje zobaczyć cię w programie TVP, w którym brałeś udział wraz z Alexandrą Dlugołecką – młodą projektantką mody. Jak do tego doszło? Skąd pomysł na udział w tego rodzaju produkcji?
Paweł Majerczyk: To było spontaniczne! (śmiech) – dostałem wiadomość od produkcji programu, czy byłbym zainteresowany udziałem w ich nowym reality-show. Sam format programu mi się bardzo spodobał, więc pomyślałem – dlaczego nie?
S.C.: Co skłoniło cię do udziału w tym reality-show?
P.M.: Chęć przeżycia przygody. Chciałem przypomnieć sobie, jak to jest pracować przy kamerach. Od zawsze intrygowało mnie powstawanie programów od kuchni. Chciałem też poznać wyjątkowych ludzi. Wiedziałem, że nic na tym nie stracę, a mogę tylko wyjść bogatszy w doświadczenia.
S.C.: Czy miałeś jakieś oczekiwania w związku z udziałem w programie?
P.M.: Tak. Oczekiwałem, że poznam prawdziwego przyjaciela. Kogoś, kto nie zagra tylko pod „publiczkę”, ale naprawdę będzie chciał nawiązać kontakt. Chciałem też, aby pokazano autentycznego mnie – takiego, jakim jestem każdego dnia. Wystrzegałem się wszelakich dramatów, ckliwych opowieści. Od początku obrałem sobie cel, aby natchnąć ten odcinek optymizmem. Na szczęście, produkcja wybrała jako mojego przyjaciela Aleksandrę. Lawina śmiechu ruszyła już w pierwszych chwilach naszego poznania (śmiech).
S.C.: Opisz, proszę, wasze pierwsze spotkanie. Ci, którzy oglądali, znają jedynie przekaz telewizyjny. Zdradź przynajmniej odrobinę więcej. Co czuliście oboje? Czy była chwila na rozmowę „bez kamer”?
P.M.: To były prawdziwe nerwy. Nic nie było ustawione. Serce biło mi jak szalone, a w głowie setki myśli. Nagle padł na planie „klaps” – wystartowaliśmy. Oboje, nie wiedząc, kogo spotkamy, staliśmy po dwóch stronach mojego domu. Wtem wyjawiła się Ola – uśmiechnięta, podała drżącą dłoń. Nasza rozmowa była standardowa, jak zostało to pokazane w telewizji. Następnie zaprosiłem Olę do swojego domu. Oczywiście, mieliśmy chwilę dla siebie bez kamer (śmiech) – wtedy uciekaliśmy do drugiego pokoju albo na parking odpięci od sprzętu dźwiękowego. Czuliśmy się razem swobodnie, przeglądaliśmy ubrania w mojej garderobie, kombinując, jak tu się ubrać na kolejne dni.
S.C.: Czym jest dla ciebie przyjaźń. Jaki powinien być przyjaciel?
P.M.: Odpowiem zupełnie szczerze: widzowie zobaczyli to na ekranie. Przyjaciel jest na dobre i na złe. Tylko ten mechanizm musi funkcjonować w dwie strony. Przyjaźń dla mnie jest czymś wyjątkowym, przyjaciel to nieformalny członek rodziny. Ola już wie, że u mnie zawsze znajdzie miejsce dla siebie. Przyjaciel to ktoś, kto ma też odwagę wytknąć Ci błędy, ale później pomoże Ci je naprawić.
S.C.: Jak teraz wygląda twoje życie na krótko po emisji programu?
P.M.: Moje życie po emisji to prawdziwe szaleństwo! (śmiech). Już po skończonym odcinku w telewizji, nasze telefony się rozdzwoniły, a wiadomości zaczęły spływać chyba z każdej części świata (śmiech). Jesteśmy z Olą świeżo po premierze, a więc jeszcze oszołomieni tym wszystkim, co nas spotkało. Postanowiliśmy iść cały czas do przodu, stąd pomysł na wspólny pokaz mody w Warszawie. Przedstawimy dwie, zupełnie nowe kolekcje – klimat wydarzenia porwie niejedno serce. Jesteśmy przekonani, że warto marzyć, warto walczyć o te marzenia. Zatem walczymy! (śmiech).
S.C.: Właśnie – pokaz. Jakie ubrania chciałbyś na nim zaprezentować? W co ubrałbyś kobietę i czy faktycznie będą to tylko stroje kobiece?
P.M.: Moja kolekcja jest bardzo kobieca, eteryczna. Postarałem się odkopać to, co już kiedyś przepadło wyparte przez wulgarność w ubiorze. Zaprezentuję tam kawałek swojej duszy, która niewątpliwie jest już stara.
S.C.: Czym jest dla ciebie projektowanie? To z nim wiążesz swoją przyszłość? Nie masz alternatywy?
P.M.: Projektowanie jest wszystkim. Jest kreowaniem nowej rzeczywistości. Teraz wiem, że to moja droga – już bez alternatywnych wyjść. Skupiam się już tylko na projektowaniu i oddaję temu w całości. Oczywiście, mam jeszcze kilka rzeczy „ukrytych w rękawie”, ale – póki co – nikomu nie zdradzę (śmiech).
S.C.: Co dał ci udział w programie?
P.M.: Program dał mi ludzi. Dał mi Olę, Evę Minge – ale też nawiązałem już po programie wiele fascynujących znajomości. Nabrałem też jeszcze większej pewności siebie, ale też pokory. Nauczyłem się głośno mówić o sobie, ciężej pracować. Teraz to dopiero zacznie się u mnie życie na walizkach, bowiem plany wyjazdowe, że tak powiem: są mocne! (śmiech).
S.C.: To znaczy? Gdzie zamierzasz wyjeżdżać? Czy tylko do Warszawy? Czy też planujesz jeszcze coś innego?
P.M.: Warszawa i Zielona Góra – to są obecnie moje stałe punkty na mapie. Oczywiście, planuję też zobaczyć Paryż oraz Mediolan, czyli stolicę mody. Chciałbym wyjść z moją kolekcją do świata i powiedzieć: „Hej! - jestem chłopakiem z polskiej wsi, ale robię to, co kocham – Ty też możesz. Świat jest w twoich rękach. Tylko konsekwentnie wybierz drogę i nią idź!”.
S.C.: Mam nadzieję, że uda ci się osiągnąć ten sukces i udowodnić, że w modzie również nie ma barier. Powiedz, proszę, co sadzisz o tego rodzaju programach?
P.M.: Programy tego typu są niezwykle potrzebne. Pomagają uświadamiać społeczeństwo, że osoby niepełnosprawne też istnieją. Mogą imprezować, robić kariery, zakładać rodziny. Niepełnosprawność nie istnieje, nie powinno być podziału na sprawnych i niepełnosprawnych. Każdy jest PEŁNOSPRAWNY, niektórzy tylko mają jakieś dysfunkcję, ale łatwo je przeskoczyć z pomocą innych.
S.C.: Czego nauczyłeś się od Oli?
P.M.: Ola to mnie inspiruje każdego dnia! (śmiech). Ja to mam raczej zawsze słomiany zapał. Coś zaczynam – później się poddaję. Natomiast Ola, to „pach, pach” – dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Jest przeszkoda? – to Ola się pod nią przekopie, a i tak przejdzie na drugą stronę. Jest mózgiem naszego wspólnego projektu, jakim jest pokaz. Powiem Ci, że uzupełniamy się. Jej optymizm każdego dnia wzbudza we mnie uśmiech. To jest niesamowicie empatyczna osoba. Jak sama już zauważyłaś, jest także bardzo zdolna! – jeszcze rok i usłyszymy o niej wieści z najwyższej modowej półki.
S.C.: To prawda – projektuje piękne ubrania. Wcześniej wspomniałeś o Evie Minge. Jak zareagowałeś na wieść o spotkaniu z projektantką? Jakich wskazówek ci udzieliła?
P.M.: Tutaj Ola „wzięła mnie” podstępem (śmiech) – tłumaczyła mi, że musi wnieść duże pudełko. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to maszyna do szycia (śmiech). Byliśmy umówieni, że mnie zawoła – ja wtedy miałem się odwrócić – nagle słyszę, „Charlie, Charlie…” - odwracam się i klasyczny opad szczęki (śmiech). W moich drzwiach stała sama Eva Minge! – pomyślałem, że śnię – czekałem tylko na moment wybudzenia. Aczkolwiek to nie był sen. Szybko wtuliłem się w Evę. Nasza rozmowa trwała długo. Eva zaszczepiła we mnie jeszcze większą chęć do walki. Fachowo oceniła moje projekty, pokazując mocne strony. Dała mi też sekretne wskazówki, jak odkryć swój własny kod DNA w modzie, aby być sobą, a nie czyjąś repliką. Chanel, Dior, YSL – już są. Teraz potrzeba tam Charlie’s Atelier - unikalnego, jedynego w swoim rodzaju. Eva jest moją dobrą wróżką, zatem, idąc za jej radami, zrobiłem to! – marka powstała, a teraz tworzy się moja pierwsza autorska kolekcja.
S.C.: W trakcie programu projektantka wspomniała o wspólnym pokazie. Czy będzie szansa na realizację wydarzenia?
P.M.: Pracujemy nad tym ciężko. Jesteśmy w stałym kontakcie. Niedługo coś się może zadziać, ale to już nasza słodka tajemnica (śmiech).
S.C.: Jaka jest Eva Minge? Jak ją odbierasz?
P.M.: Eva Minge? – ciepła, kochana – typ dobrej mamy. Przytuli, wytłumaczy i pogrozi paluszkiem, gdy się zbroi (śmiech). Jest naturalna, pozbawiona jakiegokolwiek „celebrytyzmu”. To kobieta niezwykle inteligentna, nieraz dotknięta przez życie. Boli mnie, gdy czytam, jak ktoś ją hejtuje. Odnosi międzynarodowe sukcesy, jest ponadludzka – być może właśnie zbyt normalna. Dlatego portale snują na jej temat wszelakie historie.
Eva Minge, to nie jest typ skandalistki. To kobieta, której nic z nieba nie spadło. Swoją pozycję zdobyła ciężką pracą. Wie ,czym jest ból. Wie, czym są przepracowane dłonie. Kocha ludzi. Każdego przytuli do serca. Takich ludzi właśnie w tym kraju potrzebujemy! Gdyby każdy był jak Eva Minge, to świat byłby rajem! Jeszcze ci nie wspominałem, ale każdy ma swojego anioła, tylko o nim nie wie. Mój anioł mi się ukazał! (śmiech).
S.C.: Które z jej projektów lubisz najbardziej? Co uważasz o jej ubraniach?
P.M.: Wszystkie, absolutnie wszystkie! (śmiech). Tutaj apeluję do Evy, aby wypuściła też coś dla panów! Nosić ubrania Minge, to jak ubierać się w obłoki chmur. Co sądzę o jej twórczości? Eva myśli PONAD.
Eva jest kreatorem – już dawno temu we Włoszech jako pierwsza pokazała transparentną odzież. Wtedy Polska się śmiała, a teraz? – co druga gwiazda takie nosi. Światowe domy mody bazują obecnie na tym, co Eva wprowadziła już dawno. Moim zdaniem, nas już dawno nie będzie, a marka MINGE pozostanie na wieki. Jestem dumny, że Eva jest Polką. Jestem dumny, że ją poznałem. To mój autorytet, inspiruje mnie. Chciałbym, kiedyś być chociaż w 5% tak dobry jak Eva. Mam nadzieję, że – jako uczeń – nie zawiodę swojego mistrza! (śmiech)
S.C.: Szczerze ci tego życzę. Tak na zakończenie, powiedz mi, co sądzisz o Oli jako dziewczynie?
P.M.: Jako dziewczynie? – zabiłaś mnie tym pytaniem! (śmiech). Ola jest bardzo atrakcyjna, inteligentna i eteryczna. Powiem ci w sekrecie, że taki mój idealny typ kobiety (śmiech).
S.C.: Bardzo dziękuję za szczerą rozmowę. Życzę spełnienia wszystkich marzeń i udanej kolekcji.
Rozmawiała: Sylwia Cegieła
Brak komentarzy