Pan od pędzla

Paweł Majerczyk – mówi o sobie Pan Charlie. Zaczął, jak każdy, od bloga modowego i kanału YouTube. Teraz wykonuje makijaże i projektuje ubrania, ale nie jest zwykłym wizażystą. To, co odróżnia od reszty to fakt, że maluje kobiety trzymając pędzle w ustach. Reszty dowiecie się z naszej rozmowy, na którą zapraszam.  


Sylwia Cegieła: Zacząłeś od malowania obrazów, teraz robisz makijaże. Jak to się wszystko zaczęło u ciebie?

Paweł Majerczyk: Wiesz, sam nie potrafię dokładnie wyznaczyć początku tego wszystkiego. Mam jeszcze gdzieś w domowych archiwach zdjęcia jak malowałem swoją pierwszą klientkę – mamę. To był chyba przełomowy moment. Wtedy "połknąłem" tego bakcyla już jako sześciolatek (śmiech).

S.C.: Najpierw był jednak kanał YouTube i blog…

P.M.: Tak. Najpierw powstał blog. Na samym początku prowadziłem go anonimowo. Dodawałem stylizacje w postaci sklejki zdjęć albo ubierałem modelki/modeli 3D. Wtedy dopiero zaczynałem bawić się modą. Choć czułem się jak wielki "fashionista", uwierz mi, to były chyba moje najgorsze lata pod względem ubioru. Byłem barwniejszy od papugi, długie szale, obcisłe spodnie i masa cekinów. Ewidentnie wtedy zachłysnąłem się wielkim amerykańskim stylem. Dopiero z czasem zacząłem ewoluować pod względem bloga, jak i własnego ubioru. Papuzie ciuchy zostały tylko snem na dnie szafy. Na ich miejsce wkroczyły odcienie szarości, butelkowej zieleni, dzianiny – no i w końcu moje ukochane jogersy. Następnie nastała era YouTube'a – stawał się już bardzo popularny, a ja nieśmiało marzyłem o swoim kanale. Niestety, przez pewien czas byłem jeszcze bardzo nieśmiały. Bałem się reakcji na mój kanał. Jednak nie taki diabeł straszny, jak go malują. Okazało się, że pozytywnie mnie odebrano. Niestety, od kilku miesięcy mam przerwę w nagrywaniu.

S.C.: W swej profesji używasz ust. Jak sobie radzisz z ograniczeniami wynikającymi z twojej dysfunkcji?

P.M.: Na samym początku bywało bardzo trudno. Musiałem wypracować swoje własne metody, czasami zupełnie odmienne od tych, które powinno się stosować. Dużo w mojej pracy ułatwiają mi same modelki. Malując, staram się też uczyć, cierpliwie tłumaczyć. Niegdyś miałem problem z nakładaniem podkładu na twarz. Było to ciężkie technicznie dla mnie, a wtedy jeszcze nie posiadałem kompletu pędzli do tego stworzonych. Wtedy zwykle prosiłem o pomoc osobę, którą malowałem, oczywiście, nigdy nie spotkałem się z jakąś negatywną reakcją.


S.C.: Wykonywanie makijażu kobiecie czy mężczyźnie wymaga wkroczenia w bardzo bliską, niemal intymną strefę. Jak odbierają to twoi klienci, a jak ty to widzisz?

P.M.: Pytanie to można odbierać różnorako – pojęcie intymności bywa względne. Oczywiście, postaram się to jakoś jasno wytłumaczyć. Najczęściej zachowuję dystans taki, jaki jest pomiędzy "zwykłą" makijażystką a klientem. Staram się nie naruszać cudzej przestrzeni osobistej. Oczywiście, trzymając pędzel w ustach muszę być w miarę blisko, aczkolwiek też nie za blisko. Trzeba odpowiednio wszystko wyważyć. Jeszcze nigdy nie usłyszałem negatywnej reakcji na temat mojego sposobu malowania. Bardzo często modelki przyprowadzają ze sobą swoich partnerów, więc jeśli im to odpowiada, to znaczy, że wcale nie jest tak źle (śmiech).

S.C.: Ulubione typy makijażu to?

P.M.: Jestem zwolennikiem mocnych makijaży – takich z konkretnym akcentem postawionym na oko. Lubię na tym bazować. Uważam, że oczy są zwierciadłem duszy. Dlatego nadaję im tylko specjalnej oprawy. Jestem też fanem błyskotek. Uwielbiam, jak na oku coś się świeci, a jak nie na oku, to chociażby "tafla wody" na policzku. Tutaj uderzamy od razu w sedno sprawy. Makijaż, choćby wieczorowy, musi wyglądać świeżo. Staram się zawsze trzymać swoich schematów. Każdy ma swój własny styl pracy, dlatego ja trzymam się swojego. Co nie oznacza, że nie lubię poszerzać horyzontów.

S.C.: Obecnie jesteś jedynym chyba na świecie wizażystą malującym ustami. Dlaczego akurat makijaż?

P.M.: Prawdopodobnie tak. Jeszcze nie spotkałem się z kimś podobnym do mnie. Zdaję sobie sprawę, że to dla wielu osób może być szokujące. Przywyknięto już do mężczyzn pracujących w tym zawodzie, ale do malujących ustami… jeszcze nie. Sam fakt zmiany cudzego wizerunku daje mi sporo frajdy. Kocham kreować. Kocham zmieniać. Tworzenie obrazów nie dawało mi tyle pozytywnej energii. Możesz mi zaufać, że nie ma nic pozytywniejszego od tego, jak – po skończonej pracy – widzisz uśmiechniętą modelkę. Malując, można komuś pokazać, jak wiele posiada atutów. Dlatego dobry makijażysta, powinien być też dobrym rozmówcą, a przy okazji dochować tajemnicy "spowiedzi". Co zostało poruszone w rozmowie podczas makijażu, tam powinno pozostać.

S.C.: Oprócz makijażu, również projektujesz. Opowiedz trochę o tym.

P.M.: Wizaż i moda – jak dla mnie to dwa zazębiające się tematy. Istnieją od zawsze i istnieć będą na zawsze. Projektuję dłużej niż zajmuję się makijażem. Już jako mały brzdąc szkicowałem swoje pierwsze "katalogi" mody ślubnej. Dużą radość sprawiało mi to, że mogę coś od podstaw wymyślić; stworzyć coś, czego jeszcze nie było. Im byłem starszy, tym bardziej wchodziłem w ten temat. Zacząłem też inaczej myśleć. Obecnie próbuję swoich sił w stworzeniu własnej kolekcji – bardziej na użytek prywatny, niż komercyjny. Chciałbym stać się człowiekiem, który wyznaczył jakiś nowy kurs. Dlatego nie zamierzam zapominać o osobach znajdujących się w podobnej sytuacji do mojej (jeżdżących na wózkach). Wiem z autopsji jak moda w takich przypadkach bywa ciężka. Znam też sposoby, jak można ułatwić sobie życie, gdy połączę to wszystko w jedność, wyjdzie mi efekt końcowy.

S.C.: Wielu już próbowała stworzyć odzież adaptacyjną. Jednak bez skutku. Jaki masz na to sposób?

P.M.: Najczęściej za ten temat brały się osoby pełnosprawne. Takie osoby nie są w stanie do końca wyczuć tego tematu. Ja wiem na bazie własnego doświadczenia, czego potrzebuję. Osoby na wózkach też chcą ubierać się modnie, a nie tylko zakładać wygodne "wory". Tutaj trzeba połączyć elegancję z praktycznością. Wtedy jest szansa na udany produkt.

S.C.: A co sądzisz o konkursach piękności dla osób z niepełnosprawnością? W tym roku rusza Mister Polski na Wózku, a podobny konkurs dla pań już na stałe zagościł w naszym kraju…

P.M.: Uważam, że takie wybory są potrzebne. To pozwala nauczyć się funkcjonowania w środowisku z osobami niepełnosprawnymi. Takie inicjatywy uświadamiają, że piękno to nie tylko zdrowe osoby, to nie tylko osoby z okładek czasopism. Mam nadzieję, że doczekam takich czasów, gdy niepełnosprawność przestanie być odmiennością, a stanie się czymś zupełnie normalnym. Na szczęście mamy już swoje Miss, które nas godnie reprezentują w kraju. Powiem Ci w sekrecie, że jestem wielkim fanem Adrianny Zawadzińskiej. Chętnie bym uczestniczył z nią w jednej sesji zdjęciowej. Rok temu ruszyła Bydgoska Edycja Mistera na Wózku – udało mi się zakwalifikować do gali finałowej. Niestety, na tydzień przed finałem konkursu wszystko "padło" pod względem organizacyjnym. Teraz fundacja "Jedyna Taka" organizuje wybory Mistera na Wózku 2017, aczkolwiek nie wiem, czy zgłoszę swoją kandydaturę. Czas pokaże! (śmiech)

S.C.: Podczas naszej rozmowy zdradziłeś, że przeprowadziłeś się do Irlandii. Jaki był powód tej zmiany? Jak się żyje człowiekowi niepełnosprawnemu w obcym kraju?

P.M.: Może nie nazwałbym tego przeprowadzką, a raczej długim pobytem. Przeprowadzki kojarzą się z czymś stałym, a ja nie potrafię stać w jednym miejscu (śmiech). Chciałem na jakiś czas zmienić otoczenie, poukładać wiele spraw w głowie. To taki okres, gdy prawie całkowicie zawiesiłem swoje konta na portalach społecznościowych. Makijaż, YouTube, Blog - wszystko pozostawiłem na jakiś czas w Polsce. Tylko po to, aby dojrzeć do czegoś nowego, tworzyć bardziej dorosłe projekty. Choć chyba najważniejszym projektem jest projekt zwany życiem.
Co do sytuacji osób niepełnosprawnych w Irlandii – mógłbym napisać długą książkę. Tutaj są po prostu pełnoprawnymi obywatelami, zaś w naszej ojczyźnie często przypominamy ten „gorszy sort” – począwszy od barier architektonicznych, skończywszy na sytuacji finansowej, czy też edukacji narodowej. Jak mniemam, rządzący nadal nie potrafią wyjść z epoki komunizmu w odniesieniu do osób niepełnosprawnych. Aczkolwiek, nie chciałbym wchodzić w temat polityki. To ostatnio bywa niebezpieczne (śmiech).

S.C.: Sukces dla mnie to…


P.M.: Samorealizowanie się. Dążenie do doskonałości we własnych postanowieniach. Sukcesem jest to, że nie boję się marzyć.

S.C.: Jakie są w takim razie twoje marzenia?

P.M.: Chciałbym pokazać całemu światu, że ograniczenia są tylko w głowie! – a tak mniej górnolotnie, to chciałbym kiedyś ubrać Macadamian Girl w projekty z własnej kolekcji.

S.C.: Co daje ci największe szczęście?

P.M.: Kocham czuć się wolny. Kocham podróżować. Lubię być sam sobie: sterem i żaglem. Uwielbiam poznawać nowe kultury i smaki, smutne piosenki i filmy – choć to paradoks. W momencie, gdy mam czas na długie myślenie, czuję się szczęśliwy.

S.C.: O czym wtedy myślisz?

P.M.: Najczęściej myślę o życiu. O tym, co powinienem zrobić, aby spełniać swoje marzenia. Jestem typem człowieka, który nie czeka na gotowe, a kombinuje, jak o coś zawalczyć. Taką postawę mogę zawdzięczyć tylko mojej mamie. Nauczyła mnie, jak być typem wojownika. Nigdy nie obiecywała mi, że dostanę od życia taryfę ulgową. To było cenne doświadczenie. Teraz, w dorosłym życiu, nie zdaję się tylko na pastwę losu. Sam dbam o swoje interesy.

S.C.: Bez czego nie umiałbyś żyć i dlaczego? 

P.M.: Myślę, że nie potrafiłbym żyć bez kontaktu z drugim człowiekiem. To jest tak, że od każdego możemy się czegoś nauczyć. Każde spotkanie z drugim człowiekiem wpływa na nasze życie. Możemy zmieniać innych, ale my też się zmieniamy – pobieramy od siebie lekcje. Nie na darmo ktoś kiedyś rzekł, że człowiek to zwierzę stadne.

S.C.: To prawda. Jakbyś dokończył zdanie: każdy dzień zaczynam od…

P.M.: Każdy dzień zaczynam od sprawdzenia Facebooka (śmiech). Lubię być na bieżąco ze świeżymi informacjami. Później szybkie śniadanie, włączam laptopa i ruszam do pracy biurowej. Po pracy mam czas dla siebie, najczęściej oglądam dużo tutoriali makijażowych na YouTube.

S.C.: Co cię wprowadza w dobry nastrój, a co powoduje złość?

P.M.: Nienawidzę chamstwa – to mnie zawsze frustruje. Złości mnie też, jak widzę osoby w moim wieku, które już całkiem spaprały sobie życie. Strasznie też nie lubię odnosić porażek – tych zawodowych, jak i też tych osobistych.
Co mnie wprowadza w dobry nastrój? – zabrzmi dosyć egoistycznie, ale spełnianie własnych zachcianek.

S.C.: Co byłoby dla ciebie porażką?

P.M.: Dla mnie porażką byłoby, gdybym zawiódł samego siebie albo moich najbliższych. Poniekąd, jestem "typem lwicy" – zawsze bronię swoich bliskich, nawet jeśli jest to krwiożercza walka. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym nie mógł im pomóc na czas. Tak samo podchodzę do przyjaciół. Tych bliskich mam tylko garstkę. Większego grona nie potrzebuję. Uważam, że nie powinno się szafować słowem "kocham", a rezerwować je tylko dla wybranych.

S.C.: Gdybyś zmieniał zawód, to na jaki?

P.M.: Absolutnie, nigdy bym nie zmienił swojego zawodu! (śmiech), a tak na poważnie – to zawsze chciałem być księdzem.


S.C.: Księdzem? Naprawdę? Dlaczego?

P.M.: Dlaczego nie? (śmiech). A tak na poważnie: uwielbiam pomagać innym. Często mam wrażenie, że taka jest moja misja. Ksiądz to ktoś, kto powinien taką pomoc nieść. Poza tym – już od kilku lat pasjonuję się Watykanem i wszystkim, co z nim związane. To takie moje ukryte hobby. Tutaj wypada też wspomnieć o kluczowym aspekcie, że jestem religijną osobą – choć – na pierwszy rzut oka – może tego nie widać. Aczkolwiek, osobiście jestem bliższy naukom Papieża Franciszka, czyli bardziej nowoczesnego kościoła katolickiego.

S.C.: Gdzie jest twój cel? Co chciałbyś osiągnąć w życiu?

P.M.: Chciałbym móc za czterdzieści lat powiedzieć, że osiągnąłem coś w życiu. Chciałbym nadal otaczać się życzliwymi ludźmi. Gdzie jest mój cel? – praktycznie za każdym razem podnoszę sobie poprzeczkę coraz wyżej, wyznaczając nowe cele.

S.C.: Jakie masz plany na najbliższą przyszłość? Czy planujesz rozwinąć własną markę?

P.M.: Na pewno zamierzam nadal malować – być może udam się do jakieś szkoły w tym kierunku. Cały czas będę też pracował nad swoją kolekcją. Co dalej? – czas pokaże, bowiem nie znoszę stagnacji! (śmiech). Zamierzam też powrócić do prowadzenia swojego kanału na YouTube, oraz do pisania bloga.

S.C.: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia marzeń. 

Rozmawiała: Sylwia Cegieła

1 komentarz:

  1. Kolejny raz dostaję przykład, w którym to ludzie udowadniaj, że nie istnieją żadne ograniczenia jeśli naprawdę chce się coś robić. ;)

    OdpowiedzUsuń