Katarzyna Rogowiec: Niepełnosprawni to nie są „święte krowy"
Igrzyska Paraolimpijskie zakończyły się parę miesięcy temu. Czas więc na refleksje. Podjęła się tego w rozmowie ze mną Katarzyna Rogowiec – sportowiec i społecznik, a prywatnie mama dwójki dzieci. Kiedy pierwszy raz pytałam ją o sport niepełnosprawnych (wywiad znajdziecie tutaj), paraolimpiada nie była jeszcze w Polsce transmitowana. Prezes Fundacji Avanti opowiada mi o tym, kto i jak pomógł w promocji tego wydarzenia. Objaśnia zawiłe procedury testów antydopingowych oraz odczarowuje mit niepełnosprawnego sportowca-bohatera. Zapraszam do lektury
Sylwia Cegieła: Od naszej ostatniej rozmowy minęło sporo czasu. Co się u Ciebie zmieniło? Jak rozwija się Twoja fundacja?
Katarzyna Rogowiec: Od roku 2013 minęło… zaledwie 3 lata albo aż 3 lata. Zmiany największe mojego życia to dzieci – córka ma 3 lata, a syn blisko rok. Działania Fundacji, tak jak chciałam i chcę, mają formę tzw. „szytych na miarę” tj. działań, które nie mają spektakularnych rozmiarów, a są w dużej mierze indywidualne. Istotnym projektem w naszych działaniach jest owoc współpracy z firmą Tauron tj. projekt „Tauron Sportowy Partner Paraolimpijczyków”, który okazał się bardzo znaczący z wielu względów. Przy jego realizacji Fundacja dużo się nauczyła. Żeby określić to krótko – dał nam różnorodne formalności, przyjaźnie, rozstania. Wskazał braki i uświadomił, jak ważnym i drażliwym obszarem jest współpraca między ludźmi…
S.C.: Pojechałaś do Rio w określonym celu? Jakie były twoje obowiązki podczas Igrzysk? Za co byłaś odpowiedzialna?
K.R.: Jestem przedstawicielem zawodników w Komisji Antydopingowej przy Międzynarodowym Komitecie Paraolimpijskim (IPC – The International Paraolympic Committee). W jej składzie są prezentowane różne spojrzenia na kwestie antydopingu – Kanadyjczyk – prawnik, szef organizacji, która zrzesza narodowe komitety antydopingowe; chemik, szef laboratorium antydopingowego w Barcelonie; fizjolog, lekarz z Włoch; naukowiec, badacz z amerykańskiego komitetu antydopingowego, lekarka z Hongkongu, zawodnik...
Ja podczas tych misji przyglądam się działaniom antydopingowym w szczególności z perspektywy sportowca. Biorę udział w szkoleniu „pracowników obsługi” działań antydopingowych. Oswajam ich z różnymi rodzajami niepełnosprawności. Przedstawiam, również na moim przykładzie, ewentualne trudności związane z niepełnosprawnością. Nie mam rąk na wysokości łokci, co oznacza, że nie jestem w stanie sama trzymać pojemnika na mocz. Test antydopingowy jest z moją niepełnosprawnością bardzo stresujący.
S.C.: Pewnie nie każdy wie, jak wygląda test antydopingowy w sporcie. Opisz z twojej perspektywy, jak to wszystko przebiega? Jak wygląda kontrola antydopingowa u sportowców pełnosprawnych i niepełnosprawnych?
K.R.: Procedura testu antydopingowego jest bardzo ściśle określona. Co do zasady, jest ona taka sama w obu przypadkach – i sportowca w pełni sprawnego i tego z niepełnosprawnością. Od momentu, a nawet przebiegu procesu poinformowania o wylosowaniu, wytypowaniu zawodnika do kontroli, po moment zakończenia podpisami i podaniem dokładnych czasów na formularzu. Osoba informująca zawodnika towarzyszy mu potem, obserwując go, aż do momentu zakończenia procedury. W stacji antydopingowej dostępne są oryginalnie zamknięte napoje. Zazwyczaj są to do wyboru woda mineralna niegazowana i jeden z innych płynów najczęściej sok jabłkowy czy napoje izotoniczne typu Gatorade czy Powerade.
Najczęściej test to pobranie próbki moczu, ale możliwe jest też pobranie krwi lub oba materiały. Sportowiec z niepełnosprawnością może wymagać pewnej pomocy technicznej np. rozlania moczu z pojemnika zbiorczego do butelek próbek A i B. Tego rodzaju odstępstwo jest odnotowywane na formularzu.
S.C.: Igrzyska Paraolimpijskie w Rio były transmitowane w TV – cel osiągnięty. Opowiedz proszę o tym, jak do tego doszło? Kto ma w tym największy udział i jak to będzie wyglądało w praktyce?
K.R.: Ojców „sukcesu” jest wielu. Z perspektywy post igrzysk wiem, że nie były to wymarzone pory i ilości godzin transmisji, a nawet dobór dyscyplin pozostawia wiele do życzenia… Jednocześnie – w moim odczuciu – nie jesteśmy jeszcze przygotowani na więcej.
S.C.: Paraolimpijczycy podczas występów w Londynie zdobyli dużo więcej medali od sprawnych sportowców. Jak sądzisz, czym to jest spowodowane? Czy da się to jakoś wytłumaczyć?
K.R.: Ach, ta próba porównywania, która bez dogłębnej wiedzy o sporcie paraolimpijskim i olimpijskim buduje fałszywy obraz… Nie można tego porównywać. Nie da się. Poszczególne dyscypliny paraolimpijskie są innymi, różnymi od dyscyplin olimpijskich – pomimo, że – co do zasady – ich regulacje wzorują się na regulacjach dyscyplin olimpijskich. W sporcie paraolimpijskim – szczególnie w dyscyplinach letnich – podział na klasy niepełnosprawności pomnaża pozornie liczbę medali. Np. w biegu na 400 m kobiet złoty medal może zdobyć kilka zawodniczek z jednego kraju. Kobieta z grupy osób niedowidzących i niewidomych, kobieta w biegu na wózku, kobieta biegająca na stojąco przy użyciu protez, kobieta biegająca na stojąco z niepełnosprawnością ręki… Już mamy 4 Mistrzynie Świata na 400 m. Należy jednak wziąć pod uwagę, że niemożliwe jest stworzenie uczciwego systemu połączenia grup niepełnosprawności we wszystkich, poszczególnych dyscyplinach.
S.C.: To brzmi dość ciekawie. Media nigdy o tym nie wspominają, a szkoda… W Polsce wciąż pokutuje stereotypowe przekonanie, że osób z niepełnosprawnością – w tym przypadku sportowców – należy traktować ulgowo. Ty zaś stwierdziłaś podczas jednej z naszych rozmów, że nie są to „święte krowy”. Mogłabyś rozwinąć?
K.R.: Jako istoty ludzkie bardzo szybko każdy z nas przywyka do tzw. „dobrego”. Każde przywileje to dobra luksusowe, z których niełatwo jest zrezygnować. Bywa, że osoby z niepełnosprawnością „wpadły” w tę pułapkę natury. Natomiast osoby mające do czynienia z osobami z niepełnosprawnością często nie potrafią wyjść myśleniem poza niepełnosprawność i rodzaj chęci niesienia pomocy „poszkodowanym przez los”. Zmiana tych sytuacji jest trudna i wymaga bardzo dużo wyczucia od obu stron. Nie chodzi przecież o to, by w ogóle pozostawić OzN bez pomocy, bo w szeregu sytuacji różne rodzaje pomocy są tym osobą nieodzowne. Chodzi jednak o to, żeby znać umiar.
S.C.: Nie jesteś też zwolenniczką – podobne zresztą jak ja – wynoszenia osób z niepełnosprawnością na piedestał…?
K.R.: Jestem zwolenniczką doceniania ludzi za ich pracę, aktywność, racjonalizm. Razi mnie, kiedy osoby, najczęściej te, które mają rodzaj władzy, są w pewnej hierarchii nad OzN, dokonują zaszufladkowania każdego z niepełnosprawnością do grupy nazwijmy to „wielkich ludzi”, tylko za fakt bycia tzw. niepełnosprawnym. Bywa więc, że zostajesz uznany za dzielnego, bo w ogóle żyjesz, nie mając rąk.
S.C.: Bardzo komiczna historia. Wszędzie się mówi o tolerancji, integracji społecznej, a tymczasem pokazuje się jedynie osoby z minimalną dysfunkcją zdolne do praktycznie pełnej aktywności. Jak to właściwie jest?
K.R.: Żeby przybliżyć trochę kwestię zadam kilka pytań, które może i mnie podprowadzą do sedna. Nazwijmy ten obszar na nasze potrzeby rynkiem, na którym osoby z niepełnosprawnością to przedmioty handlu. Z jednej strony, żeby sprzedać ogólnie i szeroko pojęty przedmiot trzeba go ubrać w opakowanie, które musi być atrakcyjne dla kupującego. Z natury produkt nie może być uszkodzony. Każdy egzemplarz produktu poza walorami ma mankamenty, ale trudno przekonać kupującego do przetestowania produktu, który będzie „nieatrakcyjny/uszkodzony”. Zadowolony klient nie będzie obawiał się sięgnąć po produkt, kolejny, trochę inny egzemplarz (nawet uszkodzony czy bardziej uszkodzony). Stąd może owa sytuacja. To początek drogi społeczeństwa polskiego do prawdziwej integracji. Jakoś trzeba było zacząć.
S.C.: Kariera w tym środowisku też jest wykluczona lub prawie niemożliwa, a przecież są osoby, które jednak mają coś do powiedzenia. Jeśli już ktoś jest znany to tylko w kontekście niepełnosprawności. Nie ma szans na zboczenie z tematu. Nie irytuje cię to?
K.R.: Tego pytania nie rozumiem… Kariera jest możliwa również dla OzN znacznie niepełnosprawnej, aczkolwiek to prawda, że widzę, iż zawsze niepełnosprawność jest elementem owej kariery. Czasem mnie to irytuje, ale zarazem pozwalam sobie na uwzględnienie tego faktu niepełnosprawności, bo ona jest czynnikiem, który zawsze będzie miał negatywny wpływ na „działania robocze”.
S.C.: Jaki zatem, twoim zdaniem, powinien być następny krok w procesie aktywizacji społecznej osób wykluczonych?
K.R.: Niestety, nie wiem. Obawiam się, że nie znam sytuacji na tyle, żeby móc zastanawiać się nad kolejnymi krokami.
S.C.: Wszyscy twierdzą, że paraolimpijczycy już zwyciężyli, bo... są sportowcami z niepełnosprawnościami. Ja nie do końca zgadzam się z tym stwierdzeniem. Co ty o tym sądzisz? Czy należy o nich mówić w tych kategoriach?
K.R.: Często próbuję uzmysłowić fakt, że dla sportowca z niepełnosprawnością udział w Igrzyskach nie jest istotą jego setek godzin pracy, rozłąki z najbliższymi, zakwaszonych mięśni, kontuzji, itp. Planem w głowie jest ZŁOTY MEDAL! Istotą jest MEDAL, zwycięstwo nad konkurentami, najlepszy możliwy wynik! Ze sportowego punktu widzenia nie ma innego zwycięstwa.
Sylwia Cegieła: Od naszej ostatniej rozmowy minęło sporo czasu. Co się u Ciebie zmieniło? Jak rozwija się Twoja fundacja?
Katarzyna Rogowiec: Od roku 2013 minęło… zaledwie 3 lata albo aż 3 lata. Zmiany największe mojego życia to dzieci – córka ma 3 lata, a syn blisko rok. Działania Fundacji, tak jak chciałam i chcę, mają formę tzw. „szytych na miarę” tj. działań, które nie mają spektakularnych rozmiarów, a są w dużej mierze indywidualne. Istotnym projektem w naszych działaniach jest owoc współpracy z firmą Tauron tj. projekt „Tauron Sportowy Partner Paraolimpijczyków”, który okazał się bardzo znaczący z wielu względów. Przy jego realizacji Fundacja dużo się nauczyła. Żeby określić to krótko – dał nam różnorodne formalności, przyjaźnie, rozstania. Wskazał braki i uświadomił, jak ważnym i drażliwym obszarem jest współpraca między ludźmi…
S.C.: Pojechałaś do Rio w określonym celu? Jakie były twoje obowiązki podczas Igrzysk? Za co byłaś odpowiedzialna?
K.R.: Jestem przedstawicielem zawodników w Komisji Antydopingowej przy Międzynarodowym Komitecie Paraolimpijskim (IPC – The International Paraolympic Committee). W jej składzie są prezentowane różne spojrzenia na kwestie antydopingu – Kanadyjczyk – prawnik, szef organizacji, która zrzesza narodowe komitety antydopingowe; chemik, szef laboratorium antydopingowego w Barcelonie; fizjolog, lekarz z Włoch; naukowiec, badacz z amerykańskiego komitetu antydopingowego, lekarka z Hongkongu, zawodnik...
Ja podczas tych misji przyglądam się działaniom antydopingowym w szczególności z perspektywy sportowca. Biorę udział w szkoleniu „pracowników obsługi” działań antydopingowych. Oswajam ich z różnymi rodzajami niepełnosprawności. Przedstawiam, również na moim przykładzie, ewentualne trudności związane z niepełnosprawnością. Nie mam rąk na wysokości łokci, co oznacza, że nie jestem w stanie sama trzymać pojemnika na mocz. Test antydopingowy jest z moją niepełnosprawnością bardzo stresujący.
S.C.: Pewnie nie każdy wie, jak wygląda test antydopingowy w sporcie. Opisz z twojej perspektywy, jak to wszystko przebiega? Jak wygląda kontrola antydopingowa u sportowców pełnosprawnych i niepełnosprawnych?
K.R.: Procedura testu antydopingowego jest bardzo ściśle określona. Co do zasady, jest ona taka sama w obu przypadkach – i sportowca w pełni sprawnego i tego z niepełnosprawnością. Od momentu, a nawet przebiegu procesu poinformowania o wylosowaniu, wytypowaniu zawodnika do kontroli, po moment zakończenia podpisami i podaniem dokładnych czasów na formularzu. Osoba informująca zawodnika towarzyszy mu potem, obserwując go, aż do momentu zakończenia procedury. W stacji antydopingowej dostępne są oryginalnie zamknięte napoje. Zazwyczaj są to do wyboru woda mineralna niegazowana i jeden z innych płynów najczęściej sok jabłkowy czy napoje izotoniczne typu Gatorade czy Powerade.
Najczęściej test to pobranie próbki moczu, ale możliwe jest też pobranie krwi lub oba materiały. Sportowiec z niepełnosprawnością może wymagać pewnej pomocy technicznej np. rozlania moczu z pojemnika zbiorczego do butelek próbek A i B. Tego rodzaju odstępstwo jest odnotowywane na formularzu.
S.C.: Igrzyska Paraolimpijskie w Rio były transmitowane w TV – cel osiągnięty. Opowiedz proszę o tym, jak do tego doszło? Kto ma w tym największy udział i jak to będzie wyglądało w praktyce?
K.R.: Ojców „sukcesu” jest wielu. Z perspektywy post igrzysk wiem, że nie były to wymarzone pory i ilości godzin transmisji, a nawet dobór dyscyplin pozostawia wiele do życzenia… Jednocześnie – w moim odczuciu – nie jesteśmy jeszcze przygotowani na więcej.
S.C.: Paraolimpijczycy podczas występów w Londynie zdobyli dużo więcej medali od sprawnych sportowców. Jak sądzisz, czym to jest spowodowane? Czy da się to jakoś wytłumaczyć?
K.R.: Ach, ta próba porównywania, która bez dogłębnej wiedzy o sporcie paraolimpijskim i olimpijskim buduje fałszywy obraz… Nie można tego porównywać. Nie da się. Poszczególne dyscypliny paraolimpijskie są innymi, różnymi od dyscyplin olimpijskich – pomimo, że – co do zasady – ich regulacje wzorują się na regulacjach dyscyplin olimpijskich. W sporcie paraolimpijskim – szczególnie w dyscyplinach letnich – podział na klasy niepełnosprawności pomnaża pozornie liczbę medali. Np. w biegu na 400 m kobiet złoty medal może zdobyć kilka zawodniczek z jednego kraju. Kobieta z grupy osób niedowidzących i niewidomych, kobieta w biegu na wózku, kobieta biegająca na stojąco przy użyciu protez, kobieta biegająca na stojąco z niepełnosprawnością ręki… Już mamy 4 Mistrzynie Świata na 400 m. Należy jednak wziąć pod uwagę, że niemożliwe jest stworzenie uczciwego systemu połączenia grup niepełnosprawności we wszystkich, poszczególnych dyscyplinach.
S.C.: To brzmi dość ciekawie. Media nigdy o tym nie wspominają, a szkoda… W Polsce wciąż pokutuje stereotypowe przekonanie, że osób z niepełnosprawnością – w tym przypadku sportowców – należy traktować ulgowo. Ty zaś stwierdziłaś podczas jednej z naszych rozmów, że nie są to „święte krowy”. Mogłabyś rozwinąć?
K.R.: Jako istoty ludzkie bardzo szybko każdy z nas przywyka do tzw. „dobrego”. Każde przywileje to dobra luksusowe, z których niełatwo jest zrezygnować. Bywa, że osoby z niepełnosprawnością „wpadły” w tę pułapkę natury. Natomiast osoby mające do czynienia z osobami z niepełnosprawnością często nie potrafią wyjść myśleniem poza niepełnosprawność i rodzaj chęci niesienia pomocy „poszkodowanym przez los”. Zmiana tych sytuacji jest trudna i wymaga bardzo dużo wyczucia od obu stron. Nie chodzi przecież o to, by w ogóle pozostawić OzN bez pomocy, bo w szeregu sytuacji różne rodzaje pomocy są tym osobą nieodzowne. Chodzi jednak o to, żeby znać umiar.
S.C.: Nie jesteś też zwolenniczką – podobne zresztą jak ja – wynoszenia osób z niepełnosprawnością na piedestał…?
K.R.: Jestem zwolenniczką doceniania ludzi za ich pracę, aktywność, racjonalizm. Razi mnie, kiedy osoby, najczęściej te, które mają rodzaj władzy, są w pewnej hierarchii nad OzN, dokonują zaszufladkowania każdego z niepełnosprawnością do grupy nazwijmy to „wielkich ludzi”, tylko za fakt bycia tzw. niepełnosprawnym. Bywa więc, że zostajesz uznany za dzielnego, bo w ogóle żyjesz, nie mając rąk.
S.C.: Bardzo komiczna historia. Wszędzie się mówi o tolerancji, integracji społecznej, a tymczasem pokazuje się jedynie osoby z minimalną dysfunkcją zdolne do praktycznie pełnej aktywności. Jak to właściwie jest?
K.R.: Żeby przybliżyć trochę kwestię zadam kilka pytań, które może i mnie podprowadzą do sedna. Nazwijmy ten obszar na nasze potrzeby rynkiem, na którym osoby z niepełnosprawnością to przedmioty handlu. Z jednej strony, żeby sprzedać ogólnie i szeroko pojęty przedmiot trzeba go ubrać w opakowanie, które musi być atrakcyjne dla kupującego. Z natury produkt nie może być uszkodzony. Każdy egzemplarz produktu poza walorami ma mankamenty, ale trudno przekonać kupującego do przetestowania produktu, który będzie „nieatrakcyjny/uszkodzony”. Zadowolony klient nie będzie obawiał się sięgnąć po produkt, kolejny, trochę inny egzemplarz (nawet uszkodzony czy bardziej uszkodzony). Stąd może owa sytuacja. To początek drogi społeczeństwa polskiego do prawdziwej integracji. Jakoś trzeba było zacząć.
S.C.: Kariera w tym środowisku też jest wykluczona lub prawie niemożliwa, a przecież są osoby, które jednak mają coś do powiedzenia. Jeśli już ktoś jest znany to tylko w kontekście niepełnosprawności. Nie ma szans na zboczenie z tematu. Nie irytuje cię to?
K.R.: Tego pytania nie rozumiem… Kariera jest możliwa również dla OzN znacznie niepełnosprawnej, aczkolwiek to prawda, że widzę, iż zawsze niepełnosprawność jest elementem owej kariery. Czasem mnie to irytuje, ale zarazem pozwalam sobie na uwzględnienie tego faktu niepełnosprawności, bo ona jest czynnikiem, który zawsze będzie miał negatywny wpływ na „działania robocze”.
S.C.: Jaki zatem, twoim zdaniem, powinien być następny krok w procesie aktywizacji społecznej osób wykluczonych?
K.R.: Niestety, nie wiem. Obawiam się, że nie znam sytuacji na tyle, żeby móc zastanawiać się nad kolejnymi krokami.
S.C.: Wszyscy twierdzą, że paraolimpijczycy już zwyciężyli, bo... są sportowcami z niepełnosprawnościami. Ja nie do końca zgadzam się z tym stwierdzeniem. Co ty o tym sądzisz? Czy należy o nich mówić w tych kategoriach?
K.R.: Często próbuję uzmysłowić fakt, że dla sportowca z niepełnosprawnością udział w Igrzyskach nie jest istotą jego setek godzin pracy, rozłąki z najbliższymi, zakwaszonych mięśni, kontuzji, itp. Planem w głowie jest ZŁOTY MEDAL! Istotą jest MEDAL, zwycięstwo nad konkurentami, najlepszy możliwy wynik! Ze sportowego punktu widzenia nie ma innego zwycięstwa.
Rozumiem, że – nie będąc fanem sportu, sportu paraolimpijskiego – szukamy bliskich naszym odczuciom, reakcjom na jednostkę wyrażeń emocji i stwierdzenie, że osoba jest zwycięzcą, bo wygrała z niepełnosprawnością jest tego wyrazem. Ale czy użyjemy tego stwierdzenia również w stosunku do Anity Włodarczyk, bo wygrała ze swoim życiem? Nie.
S.C.: Igrzyska w Rio zakończone. 39 medali zdobytych. Jak byś podsumowała imprezę?
Katarzyna Rogowiec: Ci, którzy reprezentowali Polskę w Rio to elita sportu paraolimpijskiego i życzę im jeszcze wielu „życiówek”! Mało wśród medalistów (jak i całej reprezentacji) jest młodych sportowców. Dużo 4-tych miejsc.
S.C.: Dziękuję za interesujące wypowiedzi, które niejednemu otwierają umysł na wiele kwestii.
Rozmawiała: Sylwia Cegieła
S.C.: Igrzyska w Rio zakończone. 39 medali zdobytych. Jak byś podsumowała imprezę?
Katarzyna Rogowiec: Ci, którzy reprezentowali Polskę w Rio to elita sportu paraolimpijskiego i życzę im jeszcze wielu „życiówek”! Mało wśród medalistów (jak i całej reprezentacji) jest młodych sportowców. Dużo 4-tych miejsc.
S.C.: Dziękuję za interesujące wypowiedzi, które niejednemu otwierają umysł na wiele kwestii.
Rozmawiała: Sylwia Cegieła
Brak komentarzy